Alicja nasza dawno wyrosła z dzidziusiowania.
Nie jest już malutką Alusią,
Aleńkę też sobie wyprasza. Panna Alicja jest duża. Taaaaka duża! Bardzo wiele
umie i rozumie.
W łaskawości swojej czasem da
cześć.
Gdy ma taki kaprys, sama zje ryż
łyżeczką, a marchewkę brutalnie nadzieje na widelec.
Kopnie piłkę, a gdy religia pozwoli trzymając się
poręczy zejdzie i wejdzie po schodach.
Jak przystało na prawie dorosłą,
bez asekuracji zjedzie ze zjeżdżalni.
Specjalnie! Dla hecy, zamieni skarpety na japtiti, autobus na abudus, przepraszam
na, o ileż prostsze i bardziej wymowne pepe.
Panna Alicja ma zatem spore
powody, aby awansem wskoczyć na poziom, co najmniej pełnoletniości.
Jest tylko jedna rzecz…
Jest jedna drobnostka, niby banał
ale dla mojej Córki nie do przeskoczenia.
Rozszalałe w nieustannej pracy
neurony tej małej dziewczynki robią sobie drzemkę na dźwięk krótkiego: CHODŹ.
CHODŹ jest słowem absolutnie nieakceptowalnym.
Idę o zakład, że moje dziecko jako pierwsze na fejsie założy funpage o nazwie :
Jeszcze raz powiesz do mnie CHODŹ, to się
tam przejdę! albo Beka z: mojej mamy
gdy mnie woła.
Co innego, gdyby ten obrzydliwy zlepek
liter zastąpić przyjaźnie brzmiącym słowem IDŹ.
O! To dobrze rozumie panna Alicjanna. Iść
można w prawo, w lewo, trochę do przodu i dwa razy tyle wstecz. Iść z patykiem
i kamykiem. W stronę leżącej rozgniecionej butelki, by napić się resztki picia –
niespodzianki. Iść po robaka, po drodze zgarniając peta. Można tak iść. To iście
doskonały sposób spędzania czasu.
Gdy sielskie chwile pomiędzy
arcyciekawym koszem na śmieci, a chlupiącą radośnie kałużą przerwie komenda
CHODŹ, wtedy zaczyna się prawdziwie kino akcji.
Najlepiej jest zwieść wroga.
Oczekująca matka lub ojciec tracą czujność widząc skwapliwie maszerujące w ich
stronę dziecko. Odwracają się i pokonują entuzjastycznie jeszcze kilka metrów.
Zerkają przez ramię, czy krok dziecka równa się już z ich krokiem, by ujrzeć
jego postać majaczącą daleko, daleko i znikającą za zakrętem.
Reklamy telewizyjne głoszą, że
nie ma większej radości jak śmiech własnego dziecka. Śmiech dziecka jest tym
większy, im większe tempo musi narzucić sprintująca w jego stronę matka/ojciec.
Perlisty śmiech wywołuje obraz opiekuna biegnącego z rekwizytami spowalniającymi
i zniekształcającymi ruchy (torebka,
reklamówka, jeszcze jedna reklamówka, parasol). Śmiech osiąga zaś swoje apogeum
– tzw. śmiech z chrumkaniem gdy opiekun po dłuższym czasie biegu w ciemno,
wpada za zakręt i widzi dziecko skrzętnie ukryte pod drzewem rechoczące w najlepsze.
Na szczęście mamy jeszcze 16 lat
i 7 miesięcy by wyszlifować umiejętność odpowiedniej reakcji na słowo chodź. Wtedy paniusia Alusia wskoczy w
pełnoletniość.
Ale urosła ta wasza Ala:)
OdpowiedzUsuńMama, daj ciukierka to przyjdę :)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńDzieciaki to małe cwaniaki jak ja to mówię o swojej córci jak nie słucha i nie chce przyjść to na pewno by ją skusił jakiś cukierasek albo coś takiego takie małe a już takie przekupne :-)
OdpowiedzUsuńhttp://mamazcorkatestuja.blogspot.com/