poniedziałek, 24 marca 2014

Dyktatura palca



Wyprostowany Wskazujący Palec złowieszczo wskazuje kierunek. 

O, drżyj TY, który jesteś przez niego wskazany.

Wyprostowany Wskazujący Palec wygląda niepozornie. Przede wszystkim jest on pulchny. Mało tego, jest on także różowy, tudzież brzoskwiniowy. W swej niepozorności jest on też niewielkich rozmiarów.

O, drżyj Ty, nieboże, który jesteś wskazany przez Palec. Albowiem los Twój marny.

W domu i poza nim zapanowała atmosfera STRACHU. 

Zaczęło się któregoś spokojnego, zwykłego dnia, gdy nikt się nie spodziewał. Pranie radośnie turlało się w bębnie, zmywarka opływała w relaksach, a zupa z zaangażowaniem puszczała bulki. 

Wtedy różowy, pulchny palec Wyprostował się i zaczął Wskazywać.




Wskazywał nie cierpiąc zwłoki i bez wahania. Wskazywanie to było zapowiedzią.

O, drżyj pralko, drżyj zmywarko, zupo – gotuj się do ucieczki. Albowiem pranie zostanie przeprogramowane, zmywanie zresetowane, a zupa zzzakręcona.

Niepozorny palec nie jest sam. Domniemywa się, jakoby stanowił jedynie element sprawnie działającego mechanizmu. Jego destrukcyjne działania są perfekcyjnie maskowane poprzez kilka czynników: urzekający koloryt, aksamitną delikatność, miłą konsystencję i przyjemną w dotyku ciepłotę.

Nie daj się jednak zwieść, straceńcze, który zostałeś wskazany.




Palec wskazuje natarczywie i na wielką skalę. Przebiegle posługuje się Kimś Większym, by osiągnąć cel , którego własnymi siłami nie może dopaść. Dla większego upokorzenia, żąda podania imienia ofiary na chwilę przed…

O, biada Ci Kwiecie, który zostaniesz oberwany, biada Okno, które zostaniesz zmieszane z błotem, biada Ci Obrazie bestialsko zrzucony z wysokości, biada Gazeto zszargana.




Nikt nie wie, czy to nie na nim spocznie dziś Palec. Nikt nie wie, ile razy i jak opłakane będą tego skutki. Jedno jest pewne. Jemu się nie nudzi.

On nie przestaje.

Wyprostowany Wskazujący Palec znów złowieszczo wskazuje kierunek: MATKA.
 


czwartek, 13 marca 2014

Patologia w domu



Siedzimy sielankowo we dwie na dywanie. Intensywnie zajmuje nas książeczka. A konkretnie jej otwieranie i zamykanie. Na twarzy mojej Córki widnieje głębokie skupienie. Skupienie zakrawające o trans.

Do pokoju wkracza wOjciec. 

Ala dostrzegając go, wykonuje ruch, którego nie powstydziłby się najlepszy aktor grający reakcję na spotkanie z duchem. Potworem. Buką.

Ala dostrzega go, wykonuje ów ruch i ucieka. Wstępuje w nią nadludzka siła, która pomaga przebierać rękami i nogami w turbo tempie. Zwiewa poprzez bezkresne przestrzenie naszego mieszkania, aż do najbliższej ściany, która, jak sama nazwa wskazuje jest blisko.
Przyznaję, nie należy to może jakoś szczególnie do typowych reakcji dziecka na widok kochanego rodziciela.

Jednak fakty są faktami. 

Gdy wOjciec wraca po całym dniu pracy i wyciąga ręce do swojej córki w geście powitania co widzi? Chyżo uciekającego pampersa. 

Nogi i ręce rozmywają się na skutek częstotliwości machnięć.

Wydawać by się mogło, że problem zniknie w bezpiecznym uścisku matczynych ramion. A zatem trwamy w nim słysząc odgłos zbliżających się trzewików wOjca. Nasza córka wie, że nie musi już przebierać kończynami w desperackiej ucieczce. A więc wierzga nimi z całej siły góra dół – góra dół, a ja walczę o równowagę.

Patologia powie ktoś. Zgadzam się całą sobą.

Patologicznie głośnym nazwałabym okrzyk Wojtka na powitanie ukochanej latorośli. Zryw w jej stronę okraszony głośnym tupotem wywołuje w małym gardełku histeryczny chichot, a w głowie zew ucieczki. Po chwili gonitwy następuje zdecydowany przechwyt dziecięcia, wraz z równoczesnym łaskotaniem i pierdziochaniem w szyję. Wówczas ofiara osiąga apogeum swej euforii  i odkrywa przed światem nową definicję, jaką jest piskośmiech.

Patologia i to w najczystszej postaci.

I naprawdę wielkie jest zdziwienie Wojtka na widok reklamowej scenki, kiedy to mały chłopiec chętnie wyciąga pulchne rączki do przekraczającego próg tatusia. 
Przecież zamiast reklamowego uśmiechu, twarz ojca powinna wykrzywić się w głośnym ryku Łaaaa! Złaaapię cię, dorrrwę! A gest gładzenia dziecka po kędzierzawej głowie najchętniej zamieniłby na szaleńcze gilgoty – chichroty. Reklamę wieńczyłaby scena zjadania z mlaskiem jednej i drugiej stopy malucha. 

Fakty są takie, że moja córka ucieka przed swoim ojcem, słaniając się i przewracając po drodze ze śmiechu. A ja mogę sobie w tym czasie, dla rozrywki, pootwierać i pozamykać książeczkę.





wtorek, 4 marca 2014

Hop hop hopla



Moja córka to prawdziwa Kobieta.


A jak wiadomo, każda kobieta ma jakiegoś hopla. Hopli jest tyle ile kobiet na świecie, a na ich czele wyróżnić można np.: hopla na punkcie butów, hopla na punkcie torebek, hopla apaszkowego, hopla błyszczykowego, pierścionkowego etc. Hopli, że ho ho!


Ala ma w poważaniu stos szpilek od Louboutina, choć myślę, że doskonale waliłoby się jej taką szpilą w plastikową miskę. Torebka vuittona również jej nie interere, chyba, że wypełniona mnóstwem szeleszczących szpargałów, które możnaby powyciągać – potelepać – porozrzucać (ulubiony schemat). 


Jest jednak coś, do czego moja Córka ma wyjątkową słabość. Panie i panowie: Nakrycia Głowy.

Panna Alicja wie, że głowa eleganckiej kobiety musi koniecznie być okryta. Świadczy to bowiem o szyku i klasie, często też o wysokiej pozycji. Wszak w wielu okolicznościach nie wypada wręcz, by dama prezentowała gołą głowę, choćby pokrywały ją bujne pukle. A fe! 


Panna Alicja, dama, diwa, królewna, pukle swe namiętnie okrywa… Nie jest dla niej jednak istotne czym

I tak, dumna i blada, wkracza wolnym krokiem do salonu. Przyciąga wzrok wszystkich obecnych. Wzbudza zainteresowanie, wywołuje poruszenie. A na jej głowie ścierka do naczyń.


Gdy tylko moja słodka, radosna Dziewczynka napotka na swej drodze coś, czego kształt, rozmiar i faktura pasuje, nie waha się ni chwili. W momencie zaistnienia owego czegoś na samym czubku głowy, Dziewczynka zmienia oblicze. Oczy rozbłyskują, usta czerwienieją, lico blednie.





Przemierza pokoje, korytarze, komnaty. Rozgląda się od niechcenia. Napawa się wzniosłym momentem, kiedy to na głowie jej worek foliowy.


Zawsze chciałam, żeby moje dziecko było silne i pewne siebie.  Żeby nie wahało się iść pod prąd, gdy tak podpowiada mu serce, wbrew przeciwnościom. Żeby miało własne marzenia, opinie, poglądy i odwagę by ich bronić. 


I broni. Broni dumnie spoczywającego na jej głowie pampersa. Niezmiennie i zawzięcie broni wytwornego sznurka, eleganckiej rajstopy, stylowej opaski, która ząbkami drapie delikatną szyjkę. Broni wbrew przeciwnościom i z pasją. 





Nie wiedziałam, że moje pragnienia spełnią się tak szybko.



sobota, 1 marca 2014

Dziecko NIEustające



Oczywiście, że wszystkie dzieci są ruchliwe… – powiedziała moja koleżanka Magda, specjalistka w dziecięcych dziedzinach. …No, ale nie wszystkie AŻ TAK.

Na te słowa, Córka ma wstała, usiadła i przeturlała się jednocześnie. 

Ludzie o bujnej wyobraźni twierdzą, że za górami, za lasami są dzieci, które posadzone w jednym miejscu, potrafią zapatrzyć się i trwać tak dłuższą chwilę.

To bujda – rzuca na odchodne mała Torpeda i z prędkością odpowiadającą mojemu szybkiemu marszowi czworakuje z pokoju do kuchni. Z kuchni do łazienki. Z łazienki do sypialni – kuchni – pokoju – kuchni – pokoju…




 
I nie jest to bynajmniej sytuacja, w której ja – matka kontemplująca, siedzę rozparta w fotelu i kontempluję smak aromatycznej kawy, podczas gdy moje dziecko zajmuje się. Nie dyndam sobie bamboszem wiszącym na dużym palcu mówiąc: Córko, skoro już tamtędy pędzisz, wyfroteruj przedpokój swym dresem. 

Po minucie morderczego biegu, słyszę wyraźnie: Nuda. To co teraz robimy? Ala szczerze i niezmiennie wierzy w moją inwencję.

Dawno, dawno temu, żyły sobie dzieci, które po otrzymaniu ciekawej zabawki, oddawały się jej eksplorowaniu przez 15 – 20 minut. 

Nie bądź frajerem – przekonuje mnie mój Maratończyk pogardliwie spoglądając na gadżety, uchodzące za hity wśród społeczności roczniaków.


 


I tak siedzimy sobie razem, wśród brzęczydeł, wehikułów, oświetlników, klocków i innych mast-hevów i miło uskuteczniamy zabawy. Zabawa nr. 1 – Wspinaczka po nogach, biodrach, brzuchu i innych częściach ciała matki, w które można wbić stopę i rękę. Zabawa nr. 2 – Wydłubywanie oka, chwytanie za zęby, grzebanie w uchu / nosie matki tak, by wydobyć z niej wybitnie śmieszne gwałtowne reakcje. Zabawa nr. 3 – Gryzienie, lizanie matki, w nadmiarze radości połączone z opuszczaniem na nią co jakiś czas sporej kropli śliny. A wokół nas gra, świeci, grzechocze stado dopraszających się o uwagę zabawek.

Stara legenda głosi, że w krainie, której nikt dotąd nie widział, istnieją dzieci spędzające kawał czasu nad zabawkami z tzw. czarnej listy.

Ok! – łaskawie przytaknęło Szaleństwo zatrzymując się (!!!) nad pilotem, komórką, laptopem, kablem. Po minucie niedowierzania rzucam się równocześnie w stronę garów, kubka z herbatą, lakieru do paznokci, mopa, gazety. I wtedy czuję małe rączki wdrapujące się po moich spodniach. Nuda. Ponoś mnie.